Robert Jacecko pochodzi z Goleniowa, posiada niezwykły talent żeglarski. Przed laty zdobył tytuł Mistrza Polski młodzików, pojawiła się także szansa na występ w Igrzyskach Olimpijskich. Gdy był o krok od wymarzonego startu, przyszły problemy. W klubie, w którym trenował, musiał przerwać szkolenie z racji wieku, natomiast z powodów finansowych nie mógł podjąć treningów w Szczecinie. Dziś nadzieja zachodniopomorskiego żeglarstwa nadal jest związana z wodą, zajmuje się wykańczaniem i renowacją jachtów.
Przed laty byłeś wielką nadzieją polskiego żeglarstwa.
– Był taki moment, kiedy pływałem w klasie Optimist i jako młodzik zdobyłem tytuł Mistrza Polski. Niestety z wiekiem skończyło się dla mnie regatowe pływanie.
Jaki był powód przerwania Twojej kariery sportowej?
– Trenowałem w małym klubie w Lubczynie, a tam można było szkolić się tylko do pewnego wieku. Mając 15 lat nie było możliwości dalszego trenowania. Z czasem poświęcałem czas na pływanie na większych jednostkach niż Optimisty, ale już bez startów na zawodach rangi Mistrzostw Polski.
Zdobywając tytuł Mistrza Polski, wszedłeś do szerokiego grona kadrowiczów z perspektywą startu na Igrzyskach Olimpijskich.
– To prawda, była szansa na start w Igrzyskach. Ponad 60% zawodników startujących w na Olimpiadzie, zaczynało swoją karierę żeglarską na Optimiście, tak było i w moim przypadku. Na Optimistach trenuje się do 15 roku życia, później przesiada się do łodzi typowych klas olimpijskich. Ja przymierzany byłem do klasy 470, startowałem nawet w zawodach, dzięki którym mogłem się zakwalifikować do kadry olimpijskiej. Podczas regat jednak nie sprzyjały mi warunki i nie udało się zakwalifikować. Niemniej wciąż utrzymywałem wysoki poziom i szanse na Igrzyska były. Gdyby kontynuował szkolenie, zapewne możliwość wejścia do ścisłej kadry olimpijskiej by się powtarzała.
Nie żałujesz, że ta szansa wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie przepadła za sprawą braku regularnych treningów i startów w regatach? Dla wielu sportowców, nie sam medal, ale chociażby start na Igrzyskach to spełnienie marzeń.
– Z perspektywy czasu żałuję, że skończyłem pływanie. W chwili, gdy dobiegły końca treningi w Lubczynie na Optimistach, mogłem przenieść się do Pogoni Szczecin, miałem nawet takie propozycje. Kontynuacja szkolenia na 470 mogła dać przepustkę na Igrzyska, przeszkodą jednak, tak jak często bywa, stały się pieniądze. Nie stać mnie było na regularne dojeżdżanie z Goleniowa do Szczecina, były nawet problemy z pogodzeniem szkoły z treningami odbywającymi się poza miejscem zamieszkania.
W momencie, kiedy masz tytuł Mistrza Polski, kiedy jesteś potencjalnym olimpijczykiem, pozostajesz bez możliwości trenowania z powodów finansowych? Wydaje się, że Polski Związek Żeglarski, czy nawet lokalny samorząd, powinien zadbać o utytułowanego młodzieżowca, by rozwój sportowej kariery w takim wypadku nie był uzależniony od pieniędzy.
– W czasach, kiedy zdobywałem tytuł, w Goleniowie nie istniało coś takiego jak wspieranie i dofinansowywanie żeglarzy. Przez pewien okres szukałem sponsora, ale żeglarstwo było niedoceniane i niezauważane, toteż nie było odzewu. I tak zakończyła się moja kariera. Żałuję, że tak się stało, można było osiągnąć coś niesamowitego nie tylko dla siebie, ale i całego regionu… może nawet całego kraju.
Wracasz z sentymentem na przystań w Lubczynie?
– Tak. Posiadam swój jacht, który jest zacumowany na marinie w Lubczynie. Pomagam przy renowacji jachtów i jestem w nieustannym kontakcie z Michałem Zerą, trenerem, który mnie szkolił. Często naprawiam młodym zawodnikom jednostki, na których startują w regatach. Zdarza się też, że wspieram szkoleniowców w treningach z żeglarską młodzieżą.
Bywając na marinie spotykasz młodych żeglarzy. Widzisz w nich potencjał? Dostrzegasz takich, którzy mogą pójść w Twoje ślady, zdobyć tytuł Mistrza Polski i może później wystartować na Igrzyskach?
– Są zawodnicy, którzy pływają, choć mają inne zainteresowania i tego bakcyla nie połknęli. Ale na naszych wodach spotyka się też młodzieżowców, którym bardzo zależy na pływaniu, rywalizacji i sukcesach. Trudno to natomiast porównywać z czasami, w których ja walczyłem o medale, wówczas były inne warunki. Inaczej wyglądały ośrodki treningowe, kluby były niedofinansowane, jakość żaglówek była inna, o wiele gorsza niż dziś. Współcześnie za sprawą i samorządu, i pieniędzy unijnych, możliwości są o wiele większe.
Według Ciebie, da się poprawić coś w systemie szkolenia młodych żeglarzy, aby nie powtórzyła się historia Twojego życia? Żeby uzdolniony sportowiec nie został nagle sam, co doprowadzi do przerwania sportowej kariery.
– Finanse zawsze są problemem. Żeglarstwo jest dość drogim sportem, rodzice muszą płacić wysokie składki, by dziecko mogło trenować. Do tego dochodzi opłacanie wyjazdów na regaty, niekiedy częściowe, niekiedy trzeba pokryć wszystkie koszty, a takich wyjazdów w sezonie jest sporo. Nie mam wątpliwości: żeby zachęcić dzieci i młodzież do uprawiania tego sportu, potrzebne jest wsparcie finansowe. W przeciwnym razie z powodu pieniędzy możemy nawet nie mieć okazji poznać osób wybitnie uzdolnionych żeglarsko.
Rzadziej pływasz i startujesz w regatach, ale wciąż jesteś blisko jachtów. Pracujesz w Technologiach Tworzyw Sztucznych, goleniowskiej firmie, która buduje jachty.
– Tak, jestem prowadzącym na dziale wykańczania łodzi motorowych. Prócz tego, wraz z ojcem i bratem, prowadzimy rodzinną firmę związaną z naprawami i renowacjami łodzi. Obecnie są to głównie jednostki z laminatów, ale zdarza się, że pracujemy także przy jednostkach zbudowanych ze stali, czy drewna.
Szkutnicy zajmujący się budową i naprawianiem jednostek, a także sami żeglarze, mają w naszym regionie spore pole do popisu. Wielość marin, akweny w postaci Odry, Jeziora Dąbskiego, Zalewu Szczecińskiego, a nawet Bałtyku daje wiele możliwości do pielęgnowania swoich pasji. Ze Szczecina można popłynąć nawet do Berlina.
– Jako nieliczni w Polsce, mamy również możliwość popłynięcia w górę Odry. Już samo to, że jesteśmy w Strefie Schengen, pozwala nam na swobodne przekraczanie granic wodnych. To prawda, mamy doskonałe warunki do uprawiania żeglarstwa.
Masz swoje żeglarskie marzenie?
– Chyba tak jak każdy, kto kocha wodę i żagiel… opłynąć świat dookoła. Bez sponsora nawet nie ma co myśleć o takiej wyprawie, ale może na starość uda się to zrealizować. Na drugim miejscu jest Morze Śródziemne, nie miałem jeszcze okazji tam pływać, ale bardzo bym chciał.
Wspominałeś, że trzeba złapać bakcyla, by być dobrym żeglarzem. Ale jak złapać tego bakcyla, kiedy jeszcze przed pierwszym wejściem na jacht pojawia się strach przed wodą?
– Moja rada: nie bać się przechyłów. Często widząc jacht na wodzie pojawia się strach, że ta jednostka tak się kładzie na wodzie, że zaraz zatonie. Nowoczesne jednostki są budowane tak, by były bezpieczne. Powiem więcej, współczesne środki bezpieczeństwa, jak kamizelki ratunkowe, czy koła, sprawiają, że żeglarstwo nie jest jednoznaczne z koniecznością posiadania pływackich umiejętności. Jest w tym jedna zasada – trzeba mieć pokorę wobec wody i nie lekceważyć zasad bezpieczeństwa. Jeśli będzie się postępowało rozsądnie, to nic złego się nam nie stanie.