To nie był tylko mecz o punkty. To była wojna o zwycięstwo i dumę. W pojedynkach Pogoni z Lechem Poznań nie ma znaczenia, które miejsce oba zespoły zajmują w tabeli. Podczas potyczek tych klubów zawsze jest wyjątkowa mobilizacja. We wczorajszej bitwie przeciwnicy zostali starci w proch!
To był cudowny wieczór na Twardowskiego. Portowcy stanęli naprzeciwko Kolejorza przy dziesięciotysięcznej widowni. Było zimno, chwilami padał deszcz, ale fani szczecińskiej jedenastki rozpaleni byli emocjami. To była bitwa, bitwa nie o ligowe punkty, ale przede wszystkim o dumę, honor i prestiż – tak jak od wielu lat: pojedynek pomiędzy Pogonią a Lechem od zawsze ma szczególny wymiar.
Lech liczył na punkty i tym samym na powrót do ligowej czołówki. Pogoń po słabym początku sezonu teraz gra coraz lepiej, również marzyła o wygranej i zainkasowaniu trzech punktów, które pozwolą umocnić się w środkowej części tabeli. Nikt nie mógł się spodziewać, że mecz będzie tak jednostronny – a był – Portowcy całkowicie zdominowali Kolejorza.
Pogoń zagrała najlepsze spotkanie w sezonie. Nasi piłkarze wyszli nie tylko zmotywowani, ale także dobrze ustawieni. Szybko przerywali akcje Lechitów i nie pozwalali im narzucić swojego stylu gry. Większość akcji przyjezdnych kończyła się w środkowej części boiska, z kolei Portowcy po przejęciu piłki potrafili szybko ją rozegrać i stworzyć zagrożenie pod bramką gości.
Pierwszą doskonałą sytuację Portowcy stworzyli sobie w 19 minucie meczu, wówczas po ładnym uderzeniu z dystansu Radosław Majewski trafił w słupek. Chwilę później bardziej precyzyjny był Tomas Podstawski, portugalski pomocnik strzelił idealnie: piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła do siatki Kolejorza. Potem było już tylko lepiej: na listę strzelców wpisali się jeszcze Lasha Dvali oraz Adam Buksa i Portowcy prowadzili 3:0. Warto tu nadmienić, że Pogoń miała kolejne szanse na strzelenie bramek, ale w decydujących momentach zabrakło skuteczności.
Cichym bohaterem meczu był Hubert Matynia. Wprawdzie bramki nie strzelił, ale dwukrotnie w sytuacjach wydawałoby się beznadziejnych, ratował Portowców przed utratą bramki.
W przerwie meczu kibice mogli skosztować bułek z paprykarzem, które były rozdawane na stadionie. Smakowały wybornie, wszyscy sympatycy Portowców mieli świadomość, że poznańska ściema w postaci wycieczki do fabryki paprykarza, okazała się wyjątkową farsą: i turystyczną, i piłkarską.