Niektórzy się tylko uśmiechali, niektórzy byli wręcz zażenowani. Targi Pracy, które wczoraj odbywały się na Netto Arenie przeszły do historii. Wielu było wystawców, wiele ciekawych ofert, mnóstwo też było „łowców skarbów”.
Do dużego stoiska firmy wystawiającej się podczas wczorajszych Targów Pracy podchodzi kobieta. Spogląda na blaty. Obsługa od razu wie, że tu wcale nie chodzi o szukanie dobrego angażu, ponieważ kobieta nawet nie patrzy na foldery i ulotki. Spogląda łapczywie na gadżety.
– Może pani wziąć długopis – mówi jeden z wystawców z nutą ironii.
– Długopisów już mam sporo, ale kubek by mi się przydał – odpowiada beztrosko.
Tak było wczoraj na Targach Pracy. Blisko 100 firm przedstawiało swoje oferty, były to przedsiębiorstwa związane z branżą spożywczą, handlem, sektorem IT, budową luksusowych jachtów, bankowością, czy też wreszcie pośrednicy zatrudniania. Praktycznie każda z firm przygotowała dla uczestników niespodzianki: torby, długopisy, smycze, notatniki, słodycze, podstawki pod kubki, a nawet metrówki. Problem w tym, że ilość osób prawdziwie szukających pracy była niewielka w stosunku do tych, którzy okazali się zwykłymi łowcami gadżetów.
Udawać trzeba umieć
Przy każdym stoisku można było spotkać ludzi, którzy bez żadnego skrępowania zgarniali prezenty. I żeby nie było: niektórzy brali jeden długopis, inni całe garście tychże długopisów. Przy boksie firmy Arwa dwóch mężczyzn otworzyło swoje torby wiszące na ramieniu, włożyli do nich kilkanaście sztuk notatników po po jednej sztuce metrówki, chwilę wcześniej zgarnęli je ze stoiska.
Kilka boksów dalej jednego torba jednego z tych mężczyzn była już wypełniona po brzegi, ale to w niczym nie przeszkadzało – porwał dwie nowe od wystawców i wrzucał w nie kolejne gadżety.
Przy stoisku producenta elementów grzewczych inny mężczyzna wziął garść długopisów i podkładki pod kubki. Tak, to nie była jedna podkładka, ale cały komplet – pod sześć kubków (lub zastawę szklanek). Na widok uśmiechu zniesmaczonego wystawcy mężczyzna nieco się zreflektował…
– Szukam pracy dla córki, biorę, żeby wiedziała, jaką jesteście firmą – odpala nagle w ramach swojego usprawiedliwienia i odchodzi do kolejnego stoiska.
Niektórzy byli zażenowani
Nie generalizujemy – nie wszyscy uczestnicy Targów Pracy przyszli na łowy. Pracodawcy studentów i czy bezrobotnych rozpoznawali od razu. Byli zaciekawienie ofertami, zadawali konkretne pytania, czytali ulotki z ogłoszeniami o pracę. A kiedy wystawcy oferowali gadżety, czuli się… nieswojo.
Wśród odwiedzających wczoraj Netto Arenę byli jednak i tacy, którym praca nie w głowie. Emeryci wychodzili hali z pełnymi reklamówkami gadżetów.
– Nie wiem, po co komuś 100 długopisów czy 50 smyczy wyniesionych stąd jednego dnia – mówili zniesmaczeni wystawcy.
Jeden z nich opowiedział nam, że chwilę wcześniej przed jego stoiskiem potknęła się kobieta. Upadła wraz z torbami. Wysypały się wszystkie „złupione” gadżety, w tym długopisy, notatniki, smycze, taśmy odblaskowe i… trzy jabłka z naklejonym logotypem jednego z wystawców.
– Zbierała to wszystko kilka minut, potem poszła dalej – mówi.
Niektórzy z wystawców tymi sytuacjami byli zażenowani, ale jak przyznają, praca nad pozytywnym wizerunkiem firmy nie pozwala na zwrócenie uwagi. Wczorajsze Targi Pracy pokazały natomiast, że w Szczecinie rodzi się nowa forma spędzania wolnego czasu. Czy wizyta na targach i łowienie skarbów w postaci dziesiątek długopisów to nowe miejskie hobby?